Wiersze ktore lubie
Twórczość > Wiersze
Studnia
W rozzłocone, słoneczne, omdlałe południe,
Gdy pracownicy pola w dom śpieszą, a błonie
Opustoszeją z ludzi, ponad starą studnię
Trwożna dziewczyna idzie patrzeć w ciemne tonie.
Pochyla się nad głębią i cichymi słowy
Szepce w mrok, a jej piersią wstrząsa lęk niezmierny.
A szept leci wzdłuż ściany omszałej, pionowej
I z lekkim pluskiem na dno upada cysterny.
W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie,
Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą,
Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie
W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą.
W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie,
Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą,
Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie
W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą.
Dziewczyna spuszcza z wolna w ciemną studnię wiadro -
I czeka... A po chwili nurki jakiś złoty
Skarb niosą, jakieś cudne kwiaty, których nadrą
Na dnie w porostach wodnych, i dziwne klejnoty.
W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie
I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie...
Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie...
Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie...
W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie
I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie...
Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie...
Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie...
Wypoczęli i biegną spragnieni nad studnię,
Lecz nie szepcą w nią z lękiem, brzmi tylko śmiech młody...
Nie zjawi się cień nurka. Na dnie mrok, bezludnie...
Ciągną wiadro... lecz nie ma w nim już nic prócz wody.
Leopold Staff
W rozzłocone, słoneczne, omdlałe południe,
Gdy pracownicy pola w dom śpieszą, a błonie
Opustoszeją z ludzi, ponad starą studnię
Trwożna dziewczyna idzie patrzeć w ciemne tonie.
Pochyla się nad głębią i cichymi słowy
Szepce w mrok, a jej piersią wstrząsa lęk niezmierny.
A szept leci wzdłuż ściany omszałej, pionowej
I z lekkim pluskiem na dno upada cysterny.
W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie,
Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą,
Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie
W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą.
W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie,
Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą,
Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie
W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą.
Dziewczyna spuszcza z wolna w ciemną studnię wiadro -
I czeka... A po chwili nurki jakiś złoty
Skarb niosą, jakieś cudne kwiaty, których nadrą
Na dnie w porostach wodnych, i dziwne klejnoty.
W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie
I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie...
Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie...
Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie...
W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie
I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie...
Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie...
Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie...
Wypoczęli i biegną spragnieni nad studnię,
Lecz nie szepcą w nią z lękiem, brzmi tylko śmiech młody...
Nie zjawi się cień nurka. Na dnie mrok, bezludnie...
Ciągną wiadro... lecz nie ma w nim już nic prócz wody.
Leopold Staff
Pioseneczka
Kto mi odda moje zapatrzenie
i mój cień, co za tobą odszedł?
Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc,
jak rośliny - są coraz młodsze.
I niedługo już - tacy maleńcy,
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom.
Czerwień krwi dziecinnie się wyśni
jako wzdęte policzki wiśni.
Metal burz się wywiedzie na nowo
zapienioną dmuchawca głową.
A łez grzmot jak lawina kamieni
w małe żuki zielone się zmieni
i tak w wodę się chyląc na przemian
popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie,
tylko płakać będą na ziemi
zostawione przez nas nasze cienie.
Kto mi odda moje zapatrzenie
i mój cień, co za tobą odszedł?
Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc,
jak rośliny - są coraz młodsze.
I niedługo już - tacy maleńcy,
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom.
Czerwień krwi dziecinnie się wyśni
jako wzdęte policzki wiśni.
Metal burz się wywiedzie na nowo
zapienioną dmuchawca głową.
A łez grzmot jak lawina kamieni
w małe żuki zielone się zmieni
i tak w wodę się chyląc na przemian
popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie,
tylko płakać będą na ziemi
zostawione przez nas nasze cienie.
Krzysztof Kamil Baczyński
Deszcze
Deszcz jak siwe łodygi, szary szum,
a u okien smutek i konanie.
Taki deszcz kocham, taki szelest strun,
deszcz - życiu zmiłowanie.
Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej
bez ciebie. Cóż? Bez ciebie. Cóż?
w ogrody wód, w jeziora żalu,
w liście, w aleje szklanych róż.
I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?
Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze:
i krew z bojowisk, i człowieka,
i skamieniałe z trwóg powietrze.
A ty u okien jeszcze marzysz,
nagrobku smutny. Czasu napis
spływa po mrocznej, głuchej twarzy,
może to deszczem, może łzami.
I to, że miłość, a nie taka,
i to, że nie dość cios bolesny,
a tylko ciemny jak krzyk ptaka,
i to, że płacz, a tak cielesny.
I to, że winy niepowrotne,
a jedna drugą coraz woła,
i to, jakbyś u wrót kościoła
widzenie miał jak sen samotne.
I stojąc tak w szeleście szklanym,
czuję, jak ląd odpływa w poszum.
Odejdą wszyscy ukochani,
po jednym wszyscy - krzyże niosąc,
a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zginą,
staną za szkłem, co jak ze stali,
i nie doznani miną, miną.
I przejdą deszcze, zetną deszcze,
jak kosy ciche i bolesne,
i cień pokryje, cień omyje.
A tak kochając, walcząc, prosząc
stanę u źródeł - studni ciemnych,
w groźnym milczeniu ręce wznosząc,
jak pies pod pustym biczem głosu.
Nie pokochany, nie zabity,
nie napełniony, niedorzeczny,
poczuję deszcz czy płacz serdeczny,
że wszystko Bogu nadaremno.
Zostanę sam. Ja sam i ciemność.
I tylko krople, deszcze, deszcze
coraz to cichsze, bezbolesne.
21 II 1943 r.
Taki deszcz kocham, taki szelest strun,
deszcz - życiu zmiłowanie.
Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej
bez ciebie. Cóż? Bez ciebie. Cóż?
w ogrody wód, w jeziora żalu,
w liście, w aleje szklanych róż.
I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?
Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze:
i krew z bojowisk, i człowieka,
i skamieniałe z trwóg powietrze.
A ty u okien jeszcze marzysz,
nagrobku smutny. Czasu napis
spływa po mrocznej, głuchej twarzy,
może to deszczem, może łzami.
I to, że miłość, a nie taka,
i to, że nie dość cios bolesny,
a tylko ciemny jak krzyk ptaka,
i to, że płacz, a tak cielesny.
I to, że winy niepowrotne,
a jedna drugą coraz woła,
i to, jakbyś u wrót kościoła
widzenie miał jak sen samotne.
I stojąc tak w szeleście szklanym,
czuję, jak ląd odpływa w poszum.
Odejdą wszyscy ukochani,
po jednym wszyscy - krzyże niosąc,
a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zginą,
staną za szkłem, co jak ze stali,
i nie doznani miną, miną.
I przejdą deszcze, zetną deszcze,
jak kosy ciche i bolesne,
i cień pokryje, cień omyje.
A tak kochając, walcząc, prosząc
stanę u źródeł - studni ciemnych,
w groźnym milczeniu ręce wznosząc,
jak pies pod pustym biczem głosu.
Nie pokochany, nie zabity,
nie napełniony, niedorzeczny,
poczuję deszcz czy płacz serdeczny,
że wszystko Bogu nadaremno.
Zostanę sam. Ja sam i ciemność.
I tylko krople, deszcze, deszcze
coraz to cichsze, bezbolesne.
21 II 1943 r.
Krzysztof Kamil Baczyński
Na brzegu
Siedząc w ciszy wieczorem na wysokim brzegu
Mojej rzeki, sąsiadki, o zachodzie słońca,
Chcę pomarzyć, oderwać się od myśli biegu,
Przenieść się wyobraźnią w przestrzenie bez końca.
Mojej rzeki, sąsiadki, o zachodzie słońca,
Chcę pomarzyć, oderwać się od myśli biegu,
Przenieść się wyobraźnią w przestrzenie bez końca.
A u źródła inna rzeka połączyła wody
Z tobą, rzeką królową, w majestacie cudnym.
Była ze mną w dzieciństwie i na pewno wtedy
Nie widziałam siebie w jej zwierciadle złudnym.
Z tobą, rzeką królową, w majestacie cudnym.
Była ze mną w dzieciństwie i na pewno wtedy
Nie widziałam siebie w jej zwierciadle złudnym.
Kto planował me życie, kto układał fakty?
Które potem ciążyły jak kamień na piersi.
Kto planował me losy, kto układał role?
Których odegranie było życia sensem.
Nie dam się złym myślom, wypalę je w sobie,
By ratować dumę – tworzę nową wersję.
Poddana złym myślom, weszłam z diabłem w pakty,
Aby dumę ratując, żyć w poprawnej wersji?
Aby dumę ratując, żyć w poprawnej wersji?
Kto planował me losy, kto układał role?
Których odegranie było życia sensem.
Nie dam się złym myślom, wypalę je w sobie,
By ratować dumę – tworzę nową wersję.
Stoję sama na brzegu, bryza marszczy wodę,
Komu mogę powierzyć smutki oraz myśli.
Tylko pień gruby sosny słyszy głos mój, kiedy
Wrzucam w wir potok słów, ogień nierozbłysły.
Komu mogę powierzyć smutki oraz myśli.
Tylko pień gruby sosny słyszy głos mój, kiedy
Wrzucam w wir potok słów, ogień nierozbłysły.
Bożena Węgrzynek 2012 Wilga
Erotyk
Jakże nie kochać oczu twoich,
w których ujrzałam niebo całe.
Niebo słoneczne i gorące,
twoje spojrzenie poufałe.
twoje spojrzenie poufałe.
Chcę w twoich oczach ujrzeć siebie,Trochę radosną, trochę senną.
Przez kalejdoskop oczu barwny
Zajrzymy w nieba toń bezdenną.
Ach, nie zamykaj oczu źrenic,
Bym mogła tonąć w niebie całym.
Jestem spragniona wzroku twego,
Przekazu uczuć… doskonałym.
Bym mogła tonąć w niebie całym.
Jestem spragniona wzroku twego,
Przekazu uczuć… doskonałym.
Bożena Węgrzynek kwiecień 2013 Wilga
Szczęśliwe doliny
Dobrze mi w twych ramionach mierzyć upływ czasu,
Gdy idziemy przez życie w codziennym pochodzie.
Dobrze mi w twych ramionach zasypiać i rankiem
Budzić się do dnia pracy i kolejnych nocy,
Gdy liczymy na siebie, wzywamy pomocy,
Stale siebie spragnieni, kochanką, kochankiem.
Dobrze mi, gdy przekładasz strony moich wierszy,
Gdy pracujesz w skupieniu nad książką schylony
I z uśmiechem zajadasz obiad przypalony,
Mimo tego, że to już jest nie po raz pierwszy.
Patrzysz w moje oczy, mam w nich światło ciepłe,
Aby grzało nas razem, aby dotyk dłoni
Jednym ruchem, jak skrzydłem w potrzebie osłonił
I odrzucił złe słowa jak lodem zakrzepłe
Kiedy burze szaleją w uczucia pogodzie,
Rodzą chwile zwątpienia, zmartwień, ambarasu.
Rodzą chwile zwątpienia, zmartwień, ambarasu.
Dobrze mi w twych ramionach zasypiać i rankiem
Budzić się do dnia pracy i kolejnych nocy,
Gdy liczymy na siebie, wzywamy pomocy,
Stale siebie spragnieni, kochanką, kochankiem.
Dobrze mi, gdy przekładasz strony moich wierszy,
Gdy pracujesz w skupieniu nad książką schylony
I z uśmiechem zajadasz obiad przypalony,
Mimo tego, że to już jest nie po raz pierwszy.
Patrzysz w moje oczy, mam w nich światło ciepłe,
Aby grzało nas razem, aby dotyk dłoni
Jednym ruchem, jak skrzydłem w potrzebie osłonił
I odrzucił złe słowa jak lodem zakrzepłe
A potem mnie poprowadź po takich krainach,
Gdzie anieli zmieniają smutki w radość wszelką,
Posiądziemy tworzenia tajemnicę wielką,
Zamieszkamy na zawsze w szczęśliwych dolinach.
Bożena Węgrzynek, Wczoraj 12:51 czyli 23 września 2013 roku
Wiersz napisany przez "Jagnę"
Na zdjęciu z Agnieszką Osiecką na wycieczce w Rzymie
Życia popołudnie
Minęło lato
tak jak młodość minęła - za szybko
Za oknem szaro i smutno
i w życiu - z biegiem lat
więcej dni szarych jak radosnych.
I my już nie tacy sami.
Więcej czasu na wspomnienia
o młodości minionej
o dawnych miłościach z lat młodych
o szczęśliwych chwilach w życiu
i tych smutnych.
Czas tak szybko płynie -
- nieuniknione przemijanie...
I choć dzieci już dorosłe
ich radości i kłopoty
przeżywamy razem z nimi
choć sił już brakuje.
I jak śpiewa Maryla
"Choć życia już popołudnie - jest cudnie"
nie każdemu i nie zawsze jest cudnie.
J.K.
Minęło lato
tak jak młodość minęła - za szybko
Za oknem szaro i smutno
i w życiu - z biegiem lat
więcej dni szarych jak radosnych.
I my już nie tacy sami.
Więcej czasu na wspomnienia
o młodości minionej
o dawnych miłościach z lat młodych
o szczęśliwych chwilach w życiu
i tych smutnych.
Czas tak szybko płynie -
- nieuniknione przemijanie...
I choć dzieci już dorosłe
ich radości i kłopoty
przeżywamy razem z nimi
choć sił już brakuje.
I jak śpiewa Maryla
"Choć życia już popołudnie - jest cudnie"
nie każdemu i nie zawsze jest cudnie.
J.K.
Poranek
Blady świt otacza mnie dookoła
Ptak nie śpiewa tylko cisza woła.
Wyciągam przed siebie ręce
Czuję muśniecie twoich rąk.
Otwieram oczy i widzę
To promyk słońca dotyka mnie
Poprzez konary nagich jeszcze drzew
Czekam na więcej....
===
Jesień
Widziałam jak szła przez park
Strącała ostatnie liście
Siedziałam na ławce
Chciałam zagadnąć
Spieszyła się bo wyzłocić chciała cały świat
Chciałam zapytać czy Ciebie widziała
Nic nie mówiła, tylko się śmiała
Czyż nie można jej kochać
- jak Ciebie
====
Nie musisz być smutna
Szara i zgorzkniała
Popatrz na mnie
Ja się uśmiecham.
Nie chowaj się za drzewa
By mnie przestraszyć.
Ja patrzę ci prosto w oczy
Na pewno mnie nie zaskoczysz.
===
Czekam na jesień?
Nie! Czekam na ciebie
Jesień przynosi mi
Piękny bukiet liści.
Ty - przynosisz mi radość
I miłość każdego dnia
Nie tylko na jesieni.
====
Tam gdzie ty byłeś
Ja teraz jestem
Czuję obecność Twą wszędzie
Biegnę przed siebie
Ty jeden wiesz dokąd
Trzymaj mnie mocno za rękę.
===
Jesień to deszcz i kalosze
A tu proszę.
Słońce, radość i ty przy mnie
Na miękkiej trawie, szeptałeś
Że marzenia się spełniają
Tym - którzy na to czekają.
====
Zatrzymałeś tamte chwile?
Złap je w siatkę na motyle
Chwile barwne, kolorowe
Jutro będą tak jak nowe
Gdy przypomną ciepłe lato
Dziękować nam będą za to.
====
"Kasia"
Wyciągam przed siebie ręce
Czuję muśniecie twoich rąk.
Otwieram oczy i widzę
To promyk słońca dotyka mnie
Poprzez konary nagich jeszcze drzew
Czekam na więcej....
===
Jesień
Widziałam jak szła przez park
Strącała ostatnie liście
Siedziałam na ławce
Chciałam zagadnąć
Spieszyła się bo wyzłocić chciała cały świat
Chciałam zapytać czy Ciebie widziała
Nic nie mówiła, tylko się śmiała
Czyż nie można jej kochać
- jak Ciebie
====
Nie musisz być smutna
Szara i zgorzkniała
Popatrz na mnie
Ja się uśmiecham.
Nie chowaj się za drzewa
By mnie przestraszyć.
Ja patrzę ci prosto w oczy
Na pewno mnie nie zaskoczysz.
===
Czekam na jesień?
Nie! Czekam na ciebie
Jesień przynosi mi
Piękny bukiet liści.
Ty - przynosisz mi radość
I miłość każdego dnia
Nie tylko na jesieni.
====
Tam gdzie ty byłeś
Ja teraz jestem
Czuję obecność Twą wszędzie
Biegnę przed siebie
Ty jeden wiesz dokąd
Trzymaj mnie mocno za rękę.
===
Jesień to deszcz i kalosze
A tu proszę.
Słońce, radość i ty przy mnie
Na miękkiej trawie, szeptałeś
Że marzenia się spełniają
Tym - którzy na to czekają.
====
Zatrzymałeś tamte chwile?
Złap je w siatkę na motyle
Chwile barwne, kolorowe
Jutro będą tak jak nowe
Gdy przypomną ciepłe lato
Dziękować nam będą za to.
====
"Kasia"
Marzenia
Malutki lasek na wzgórzu
Wznoszący się do nieba
Zlewający się w barwną plamę
Przypominający płonącą zorzę.
Te ciche szepty, pośród
głośno szeleszczących liści.
Te ciepłe Twoje słowa
Unoszące się z wiatrem
I powtarzane echem.
Ścieżki gęste i nie dotykane
Gałęzie sosen, stare pnie drzew,
Za którymi można ukryć swe
Marzenia, sny i inne dobra losu
To wszystko kiedyś będzie
Moje i Twoje
Piękne, niezastąpione na zawsze
lecz oddzielnie.
Malutki lasek na wzgórzu
Wznoszący się do nieba
Zlewający się w barwną plamę
Przypominający płonącą zorzę.
Te ciche szepty, pośród
głośno szeleszczących liści.
Te ciepłe Twoje słowa
Unoszące się z wiatrem
I powtarzane echem.
Ścieżki gęste i nie dotykane
Gałęzie sosen, stare pnie drzew,
Za którymi można ukryć swe
Marzenia, sny i inne dobra losu
To wszystko kiedyś będzie
Moje i Twoje
Piękne, niezastąpione na zawsze
lecz oddzielnie.
Wspomnienia
Już w oddali śpiący rycerz
Szumu wiatru już nie słyszę
Szare pola, szare drzewa
Dzwon nie bije, ptak nie śpiewa
Równe pola, górki znikły
Moje oczy nie przywykły
Wracam chociaż we wspomnieniach
Szkoda, że tu ciebie nie ma.
Razem kiedyś powrócimy
I marzenia swe spełnimy
Piękne góry, dzwonów bicie
Lecz wy tego nie słyszycie.
--Już w oddali śpiący rycerz
Szumu wiatru już nie słyszę
Szare pola, szare drzewa
Dzwon nie bije, ptak nie śpiewa
Równe pola, górki znikły
Moje oczy nie przywykły
Wracam chociaż we wspomnieniach
Szkoda, że tu ciebie nie ma.
Razem kiedyś powrócimy
I marzenia swe spełnimy
Piękne góry, dzwonów bicie
Lecz wy tego nie słyszycie.
Śpiew skowronka
Strumyków szum
A ty?
A ty to zapach pszczół.
=====Strumyków szum
A ty?
A ty to zapach pszczół.
Nie pytaj o nic i nie mów nic
Jak chcesz to sama powiem ci
Że tęsknię, że kocham i marzę o dniu
Kiedy spragnieni spotkamy się znów
Objęci ramieniem wśród zimna i zła
Przytulam się mocno, bo ciepła dłoń twa.
Kiedy spragnieni spotkamy się znów
Objęci ramieniem wśród zimna i zła
Przytulam się mocno, bo ciepła dłoń twa.
"Kasia"