Krzysztof Rutkowski
Spotkałem ciekawych ludzi
Krzysztof Rutkowski
W samo południe, szedłem przez Plac Powstańców w Warszawie. Dużo ludzi, samochody zaparkowane gdzie tylko możliwe a było to w czasach gdy nie było jeszcze parkometrów. Szedłem od strony sklepu Wedla do redakcji Przeglądu Technicznego która wtedy mieściła się na Świętokrzyskiej. Gdzieś tam pod placem była przedwojenne stacja metra co jego budowę przerwała wojna. Myślałem o tym czy i jak jest ona obecnie wykorzystywana. Dochodziłem już do Świętokrzyskiej gdy moją uwagę zwrócił dziwnie zachowujący się młody człowiek. Stał przy drzwiach dość charakterystycznie pomalowanego samochodu i aż podskakiwał coś manipulując przy zamku od strony kierowcy. Krótko ostrzyżony, luźna, łatwa do zrzucenie kurtka no i te manipulacje przy drzwiach nie pozostawiały zbyt wiele wątpliwości, że to złodziej – wyjątkowo bezczelny i zdeterminowany złodziej.
Zainteresowałem się tymi jego manipulacjami. Gdy tylko zorientował się, że go obserwuję, przerwał próby otwarcia. W ręku miał jakiś przedmiot wielkości pilota do telewizora. Wolno odszedł w kierunku schodów przy banku, oddał komuś ten przedmiot – prawdopodobnie wibrator do otwierania – zawrócił i idzie prosto na mnie. Niedobrze, tłum ludzi a jak tak naprawdę to jestem całkiem sam. Nikt, zupełnie nikt nie zauważył co się tu dzieje. Rozejrzałem się ale nie widać żadnej szansy na pomoc – co robić? Włożyłem rękę pod marynarkę i trzymam ją tam tak jak bym sięgał po pistolet. Zobaczył ten ruch, przeszedł obok i idzie na druga stronę ulicy w kierunku budynku redakcji. Ruszyłem za nim mając nadzieję, że napatoczy się może jakimś cudem patrol. Cudu nie było i przy redakcji zdecydowałem że dalej nie ma co iść. Wszedłem do budynku ale tuż za drzwiami zawróciłem i znów byłem na ulicy a tu niespodzianka. Mimo, że nie minęło więcej niż pięć sekund po tym „ciepło a luźno ubranym” ani śladu. A cha, to ja szedłem za nim a za mną szli jego kumple. No tak, można to było przewidzieć.
Przydałby się Rutkowski – pomyślałem a mnie czas do redakcji.
Zabawiłem w redakcji dobre dwie godziny. Opowiedziałem tam swoja dziwna przygodę. Wyraziłem nawet zdziwienie, że złodzieje połaszczyli się na tak charakterystycznie pomalowany samochód i to jeszcze z dwiema antenkami. Redaktorzy mieli takie same jak ja skojarzenie, że przydałby się Rutkowski.
Wychodzę z redakcji i coś mi nie pasuje – mam dalszy ciąg tej przygody. Taki sam samochód jak ten który próbowano ukraść stoi naprzeciw wejścia. Nie może chyba być w Warszawie dwóch takich samych samochodów i to z tak samo umieszczonymi dwoma antenkami. Kto wtedy jeździł z dwiema antenkami?
Przy samochodzie stoi człowiek w jaskrawej marynarce, na masce samochodu położył teczkę i z kimś rozmawia.
Podchodzę do niego i pytam czy dwie godziny temu parkował samochód po przeciwnej stronie ulicy?
„A co to Pana obchodzi?” - odpowiedział grzecznie bo mógł przecież przyłożyć ale ja nie ustępuję bo widzę, że wszystko wskazuje na to, że to jego samochód.
„Bo widzi Pan, próbowano go ukraść”
To tego w jaskrawej marynarce jak by piorun strzelił. Zainteresował się tym to mało powiedziane – więc ze szczegółami opowiedziałem o zdarzeniu.
Wściekł się ale podaje mi swoja wizytówkę a tam napisane: ”Krzysztof Rutkowski – Detektyw” i adres wiedeński. No tak, to na jego samochód złodzieje polowali. Zrozumiałem dlaczego połaszczyli się na tak charakterystyczny i trudny do sprzedania samochód. SJS