Moskwa
W Moskwie byłem dwa razy jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Pierwszy raz na rok przed Olimpiadą a drugi kilka lat później. Robiłem wtedy wiele zdjęć ale ich jakość wraz z upływem czasu malała i dziś nie sa już tak wyraźne jak 30 lat temu. Niemniej pokazuje je ponieważ sa pewnego rodzaju dokumentem tamtej epoki.
Ponizej zamieszczam opowiadania w którym zawarte są informacje o moim pierwszym pobycie w ZSRR.
Seans
Gdy wybieramy się do kina czy teatru mamy przynajmniej kilka informacji na temat filmu czy sztuki. Wiemy czy jest to nowość, czy może klasyka w nowej szacie, dramat czy komedia. O filmie wiemy najczęściej czy jest to horror, fantastyczno - naukowy, historyczny czy kryminał.
Czy zdarzyło wam się jednak być świadkiem spektaklu który zawierał wszystkie wymienione tu formy? Bo mnie tak się właśnie przydarzyło.
Wiele, wiele lat temu, gdy trochę odpuściły lody na Wschodzie, wybrałem się na Białoruś, Litwę a także do Rosji. Dotarłem i do Moskwy i Leningradu.
Były to czasy gdy zdjęcia robiliśmy w większości czarno – białe. Kolorowe to były tylko slajdy i filmy do kamer ośmiomilimetrowych.
Wystarczyło aby chociaż w części udokumentować to co tam widziałem?
Tak mi się wtedy wydawało ale filmy i odbitki wywoływane po tamtej stronie granicy miały fatalną jakość. Ziarno duże, kontrasty byle jakie i raczej tylko można domyślać się co przedstawiają zdjęcia. O podziwianiu uszczegółów raczej nie ma co marzyć. Zdjęcia robione na szklanych kliszach siedemdziesiąt lat temu przez mojego ojca są bez porównania lepszej jakości.
Z tymi filmami ośmio-milimetrowymi i z początku lat osiemdziesiątych jest na tyle niedobrze, że gdybym kilka lat temu nie zgrał ich na magnetowid to dziś już nie byłoby czego oglądać. Rozmywały się i kolory i filmowane obiekty do tego stopnia, że ledwie dziś można odróżnić kto i gdzie był filmowany.
Odchodzą te filmy w niepamięć razem z zapominaniem co to było takiego ZSRR a był to twór w którym obok siebie próbowały egzystować i wielkość i nieporadność, groza i śmieszność, strach i zdumienie, że coś takiego może funkcjonować.
Już samo przekraczanie granicy, które trwało 36 godzin mówi o sprawności służb celnych i ich trosce o obywateli. Czy tyle nas trzymali na samej granicy?
Nie, tyle to my staliśmy w kolejce do odprawy a jak już podjechaliśmy do celników to się okazało, że ci po tamtej stronie granicy sobie przerwy robią tak po dwie godziny. Ot tak po prostu kiedy uznali, że się już napracowali to gdzieś znikali. Co prawda ci co czekali z nami w kolejce twierdzili, że te przerwy to dla kurażu aby zawartość procentów w organizmie nie spadła poniżej bezpiecznej dla organizmu granicy, ale to chyba niemożliwe. Pić w pracy i to na granicy?
No dobrze, był wtedy upał, może byli zmęczeni i w tych szklankach to mieli kwas chlebowy?
Pewnie tak bo jakoś tak zacierem później pachniało.
Starczyło nam jednak cierpliwości i jakoś nas przepuścili tym bardziej, że nie protestowaliśmy jak sobie na pamiątkę coś tam wzięli z naszego bagażu. Ciekawe czy nas pamiętają ale chyba nie bo nie chcieli żadnej dedykacji – pewnie taki zwyczaj.
Związek Radziecki to była dopiero potęga. Broń atomowa, łodzie o napędzie atomowym, potężna armia, kraj z taką ilością różnorodnych surowców, że właściwie to im żaden inny kraj nie mógł dorównać. Myślę nawet, że ZSRR był na tyle samowystarczalny, że mógł zapomnieć o reszcie Świata, o innych małych krajach. Po co im tam na Wschodzie inne kraje jak w ZSRR wszystko było!
Pewnie jednak czegoś nie było bo ten potężny kraj nie tylko interesował się wszystkimi krajami jaki były lub mogły być i wysyłał gdzie tylko się dało swoje wojska.
Może dlatego, że źle zaplanowali i wyprodukowali nadmiar żołnierzy i nie mieli gdzie ich podziać bo inaczej jak wytłumaczyć ich postępowanie? Mam wszystko a jeszcze chcę mieć więcej?
Może to jakaś choroba?
Ktoś wspominał, że istniej taka choroba co się „władzą” nazywa.
O wiem czego tam nie mieli – benzyny. Można było przejechać kilkaset kilometrów i nie trafić na żadnej stacji na paliwo.
Zaraz, zaraz coś tu nie pasuje – przecież ten kraj miał bogate złoża ropy naftowej to dlaczego nie było benzyny. A, nie wiem. Tyle lat upłynęło a ja nie wiem i się chyba już nie dowiem.
Nie mieli też gumy do żucia i Coca Coli i piwa w puszkach. Jak się poutykało po bagażach gumę to po tamtej stronie chętnych było zawsze więcej niż tej gumy. Dziwne ale tak było - ponoć guma do żucia podważała zasady ustroju.
Wolne żarty, a co ma guma do żucia z ustrojem państwa? Może ktoś tam u władzy był przeciwnikiem gumy?
Przez tyle lat?
To chyba niemożliwe, przecież ci u władzy zmieniali się lub ich zmieniano a niechęć do gumy i Coca Coli pozostawała – ot i zagwozdka.
Ciekawe było po tamtej stronie granicy wykorzystywanie kościołów, cerkwi, minaretów, bożnic czy nawet cmentarzy. Widać władze tam miały bardzo praktyczny stosunek do tego typu budowli i miejsc. Wychodzili chyba z za łożenia, że to domy modlitwy są niewłaściwie wykorzystywane bo wymyślono wiele sposobów na ich zagospodarowanie. W bożnicy można przecież zrobić sklep meblowy, w kościele ile to sztucznych nawozów można składować a jak się poprzewraca macewy i trochę je poukłada to całkiem dobry plac targowy wyjdzie. Tak było tam przez dziesiątki lat ale gdy my tam pojechaliśmy wiele już się zmieniło i zmieniało dalej. Z kościoła usunięto skład nawozów, cerkiew odnowiono tylko z bożnicą i kierkutem było jak dawniej bo nie było komu się o nie upominać.
W Wilnie, w Katedrze jeszcze funkcjonowało Muzeum Sztuki, w Kościele św. Pawła jeszcze działało muzeum ateizmu ale już odrestaurowano ołtarze. Powoli z pod skorupy lodowej odchodzącej epoki zaczynały wypływać strumyki świadczące o nadciągającej odwilży.
Udało się nam nawet wejść do zamkniętego muzeum ateizmu. Kilka rubli zaoferowane obsłudze okazało się ważniejsze niż bilety i godziny otwarcia. Dość nieciekawe wrażenia tam w tym muzeum doznaliśmy. Dziwne połączenie niechęci czy wręcz nienawiści do wiary, do kościoła przedstawiały zgromadzone tam eksponaty. Samym centrum zła według twórców tego muzeum to był Watykan!
Umieszczone przy kopii zabudowań Watykanu komentarze nie pozostawiały zwiedzającym żadnych złudzeń. Zło na tej wystawie to wiara, zło to religia a samym centrum zła jest Watykan.
Osoba która nas tam wpuściła chyba nie zamknęła drzwi do muzeum bo za nami weszła grupa turystów z Polski a dokładnie ze Szczecina. W tej grupie były też osoby które pochodziły z Wilna. Dla jednej ze starszych Pań widok eksponatów tego muzeum umieszczonego bluźnierczo w kościele był takim szokiem, że nie mogliśmy jej uspokoić. Ta kobieta w tym kościele przed wojną brała ślub a tu muzeum ateizmu!
Być w Wilnie i nie być w Ostrej Bramie to tak jak być w Rzymie i Papieża nie widzieć.
Weszliśmy po schodach do kaplicy nad Ostrą Bramą. Kilka klęczących kobiet, modlitwy odmawiane w milczeniu, całe ściany obwieszone wotami dziękczynnymi za wyproszone łaski czy uzdrowienia. Cisza.
W pewnej chwili do kaplicy weszła wycieczka Rosjan. W większości były to kobiety. Trochę hałaśliwe, trochę zagubione i nie bardzo wiedzące jak się zachować i gdzie są. Z daleka musiały przyjechać i nikt im chyba nie wytłumaczył gdzie idą. Jedna z tych kobiet na widok modlących się głośno powiedziała: „Wykształceni a w zabobony wierzą, też coś” Była w jej wypowiedzi i pogarda i zdziwienie. Ktoś kto wycieczkę przyprowadził szybko po tej wypowiedzi ich zabrał. Znów zrobiło się cicho.
Gdy oglądaliśmy wota w skupieniu podeszło do na starsze już małżeństwo Rosjan. Dobrze ubrani ludzie i po cichu aby nie zakłócać spokoju miejsca kobieta zapytała:
„Co to jest na ścianach?”
Przez chwilę myślałem, że żartuje ale uświadomiłem sobie, że ci ludzie od dzieci wyrośli w tym kraju, w kraju w którym wszystkie religie zastępowano jedną – czyli komunizmem.
Po cichu wyjaśniłem co to są wota, dlaczego tam się znalazły i co każde z nich oznacza. Wysłuchali w powadze, podziękowali, bardzo uważnie obejrzeli wszystkie zgromadzone tam pamiątki. Ot jak różne mogą być zachowania ludzi. Jedni potrafią uszanować wierzenia a inni nie.
„Ludzie są różni – jak mawiał Niemiec co cudem wydostał się z okrążenia pod Stalingradem – są dobrzy i źli Niemcy, są dobrzy i źli Polacy”
Widać ta wypowiedź Niemca z 1947 w Kłodzku dotyczy nie tylko tych dwóch wymienionych przez niego nacji.
SJS 13 marzec 2005