Krzysztof i Daniel O. - Stefan Jerzy Siudalski

 Statystyki
Przejdź do treści

Krzysztof i Daniel O.

Spotkałem ciekawych ludzi
Krzysztof i Daniel O.
Gdzieś około 1978 roku...
„Rozrzutny jestem, wydaje tak dużo, że nie starcza mi do pierwszego”
„A ile zarabiasz?” - zapytałem swojego dziwnego rozmówcę który chyba czuł się bardzo samotny skoro po pracy w Instytucie jechał ze mną autobusem w kierunku mojego domu a nie swojego.
„Zarabiam 2.500 złotych”
„A żona?”
„Żona nie pracuje”
To jaki on rozrzutny jeśli ja zarabiam 7500, moja żona 3500 a o odkładaniu pieniędzy nawet nie ma mowy.
To co jemu powiedzieć?
Że nie jest rozrzutny?
Jak za takie pieniądze jak on dostaje opłacić wszystko i jeszcze wyżyć?
Dziwne to wszystko. Jego brat przecież taki sławny. Nie ma chyba w Polsce nikogo kto by nie znał jego nazwiska, kto by nie umiał wymienić przynajmniej wcieleń aktorskich jego brata a ten aż tak mało zaradny? Nigdy do niego ten sławny brat nie przyszedł do pracy a i do domu chyba też nie. Nie ma więc się co dziwić,, że osamotniony szukał okazji żeby z kimś pogadać.
Czemu wybrał mnie? Nie wiem, może dlatego, że pracowaliśmy razem w Instytucie w sąsiednich pokojach? Jak dochodzi do takiego osamotnienia? Dlaczego sławny brat mu nie pomagał?
To ostatnie pytanie nurtowało mnie przez następne trzydzieści lat aż do dnia w którym wszedłem do naszego osiedlowego sklepu spożywczego w którym było stanowisko z alkoholami.
W sklepie był tylko jeden klient, odwrócony tyłem do wejścia a na ladzie stała duża torba a on dyrygował. To można w sklepie spożywczym dyrygować? To był specjalny rodzaj dyrygenta – płynnymi ruchami wskazywał sprzedawcy kolejne butelki z alkoholem i znikały one ostrożnie, delikatnie wkładane w tej dużej torbie. Wiedziałem co to znaczy – tak bogaty alkoholik uzupełnia „zapas paliwa” na najbliższe dni. Podszedłem bliżej ubranego niby w taki wojskowy strój „dyrygenta” i natychmiast poczułem zapach źle przetrawionego alkoholu. Taki zapach maja tylko ci co piją kilka lat. Nawet ich pot wskazuje jaka ich toczy choroba. Kątem oka przyjrzałem się kupującemu – to był sławny brat mojego sąsiada z pracy!
Po tylu latach znalazłem odpowiedź na dręczące mnie pytanie dlaczego brat nie pomagał bratu – to sławny brat sam wymagał opieki. Bywa i tak.
Co się stało z tym samotnym, zagubionym wśród ludzi bratem? Od kilku lat jest chyba  w domu opieki – ot różnie się losy ludzkie układają.
Czy mogło być inaczej? Czy mógł się jego talent matematyczny rozwinąć? Nie wiem i już nikt się nie dowie, ani ja, ani nikt inny.
SJS        5.12.2004
Wróć do spisu treści